12 maja 2020, 22:28
Po przygodzie z Agnieszką sytuacja zrobiła się dość napięta co nie umknęło uwadze mojej mamy, ale prawdę mówiąc nawet półgłówek z jednocyfrowym iq zarejestrowałby zażenowanie i rumieńce na naszych twarzach za każdym razem gdy na siebie wpadaliśmy. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było ją ciąć nożem do ziemniaków, w związku z czym moja przezorna rodzicielka uznała, że jedynym sposobem aby nie dopuścić do osiedlowego skandalu będzie wysłanie mnie na jakiś czas do rodziny na wieś. Jeździliśmy tam raz do roku odwiedzić ciotkę i pomóc jej przy gospodarstwie, a że był okres wakacyjny to pomysł wydawał się trafiony. Wszystko się uspokoi a moja mama odpocznie ode mnie psychicznie, bo co tu dużo mówić, do grzecznych chłopców nie należałem.
Owa wieś była największym zadupiem jakie w życiu widziałem. Kilka domów po obu stronach jedynej drogi, a każdy z nich brzydki i nijaki, z kawałkiem pola i równie nijakimi ludźmi, którzy nie zapełniliby średniej wielkości kościoła gdyby zebrać ich wszystkich razem. Jedyne plusy tego miejsca to ładne jezioro zaledwie kilkadziesiąt metrów od domu w którym przyszło mi mieszkać oraz garstka nieokrzesanych dziewczyn zaciekawionych przyjezdnym chłopakiem z miasta.
Nad moją ciotką i jej mężem nie będę się rozwodził bo nie są istotnymi postaciami tej historii. Zwykli ludzie ze zwykłymi nudnymi marzeniami i ambicjami, próbujący wyżyć ze swojego śmierdzącego gospodarstwa. Mieli kury, kaczki, gęsi, krowy, świnie, parę kotów, psa i pewnie jeszcze kilka okazów o których zdążyłem zapomnieć. Czego nigdy nie zdołam zapomnieć to smród i gówna, które piętrzyły się na każdym metrze kwadratowym jak pryszcze na dupie przyprawiając mnie o mdłości i przypominając o smrodzie gnijącej we mnie samoświadomości utrzymującej mnie jeszcze nad wodą. Kiedy już jej nie będzie i moje życie obierze kierunek przeciwny do tego który wyobrażała sobie moja kochana mama, ja będę wolny, jednak za cenę jej złamanego serca.
Na koniec żeby nie było nudno należy wspomnieć o dzieciach jakie wyrosły i wychowały się na tej ziemi, czyli dwóch córkach ciotki- Marcie i Marii, które ku mojej uciesze były w wieku zbliżonym do mojego. Starsza Marysia miała 20 lat i była diabłem wcielonym oraz gwiazdą wsi w jednej osobie. Jej energią seksualną można by obdzielić 5 kobiet i jeszcze sporo by zostało. Nie zrozumcie mnie źle, nie była puszczalska tylko posiadała ten rodzaj energii przy której facetom odbijało, a kobiety były zazdrosne. Płeć męska kochała, żeńska nienawidziła. Czarne włosy do ramion, kobieca figura, duże piersi i tyłek, pieprzyk nad ustami, który dodawał jej uroku oraz zabawny sposób chodzenia, który jej go odbierał.
Jednym z jej ulubionych wakacyjnych zajęć było chodzenie po domu leniwym krokiem w samej bieliźnie doprowadzając tym swoich rodziców do furii, a mnie do stanu wrzenia. Dogadywaliśmy się raczej dobrze, ale do niczego między nami nie doszło bo ona miała chłopaka, który przyjeżdżał do niej z pobliskiego miasta i najwyraźniej ją w pełni zaspokajał, a ja się bardziej skupiałem na jej młodszej siostrze.
Miała 17 lat i bardzo się różniła od Marysi. Śliczne małe dziewczę z długimi czarnymi włosami, szczupłym ciałem, małymi piersiami i potencjałem o którym jeszcze nie miała pojęcia. Byłem przekonany, że za parę lat będzie łamała serca i niszczyła związki dla zabawy lub nieświadomie, a jakiś szalony artysta obetnie sobie dla niej ucho lub kutasa z miłości. Puki co jeszcze nieświadoma możliwości jakie dawał jej wygląd, zamykała się w swoim świecie i była trochę nieśmiała.
Bez narzekania wykonywała liczne domowe obowiązki, a wieczorami zamykała się w pokoju i czytała książki. Jeszcze niewinna, ale jej oczy i usta obiecywały niezapomniane przygody i założę się, że nie jeden wiejski idiota pieprzył swoją biedną żonę myśląc o niej. Właściwie to trudno ich winić.
Dni mijały jednak rozczarowująco spokojnie. Marta wyglądała na niezainteresowaną jakimikolwiek zabawami, a praca w gospodarstwie i oglądanie cycków starszej siostry miotających się w staniku zaczynały mnie nudzić.
Nie, nie napiszę, że przeleciałem je obie, potem ich matkę i pół wsi bo wiem, że o tym myślicie zboczeńcy. Tak się nie stało, a ja staram się nie koloryzować zbyt wiele. Może troszeczkę.
Ostatni dzień moich wakacji na wsi przypadał na sobotę i mieliśmy wolny wieczór żeby się pożegnać jak należy bo następna taka wizyta zapowiadała się dopiero za rok, a jak się później okazało nigdy tam nie wróciłem. Ja, Marta, Marysia i jej chłopak Marek wybraliśmy się nad jezioro. Było tak jak być powinno- ciepły letni wieczór, fajne dziewczyny i komary dziobające nas po tyłkach. Znaleźliśmy ustronne miejsce odgrodzone od świata z jednej strony wodą, a z drugiej wysoką trawą i krzakami. Ja z Markiem rozpalaliśmy ognisko, a dziewczyny szeptały coś do siebie rumieniąc się przy tym i chichrając, rzucając na nas ciekawe spojrzenia. Robi się ciekawie i będzie jeszcze lepiej bo Marek, zaprawiony w bojach chłopak nie omieszkał zabrać wódki i soku pomarańczowego. Najwyraźniej miał podobne plany do moich.
Pijemy po równo i nikt nie wylewa za kołnierz. Nawet Marta co jest zaskoczeniem dla wszystkich, chyba nawet dla niej samej. Może próbuje dodać sobie odwagi alkoholem lub nie chce wyjść na sztywną w towarzystwie, w każdym razie jest taka słodka, lekko podpita z tym błyszczącym wzrokiem i rumieńcami na twarzy, jeszcze niewinna.
Marek z Marysią uznają, że potrzebują trochę prywatności i muszą się przejść. Już wiem jaki to będzie spacer, kiedy oddalają się, on z dłonią na jej tyłku a ona ze spojrzeniem utkwionym w jego twarzy. Marta wpatrzona w swoje buty. Ja w czarną wodę.
Jestem trzeźwy, mam mocną głowę co daje mi przewagę, ale nie chcę tak o tym myśleć. Jak o jakieś walce. Chcę się tylko dobrze bawić i nie robić nic na siłę
Nachodzi mnie dziwny spokój, jakby melancholia i zaczynam mieć wszystko gdzieś. Nie wiem czy to alkohol, hipnotyzujące fale jeziora czy coś innego tak na mnie wpływają, ale już mnie to nie obchodzi. Mogę tu siedzieć sam do rana albo mogę zrobić coś szalonego za co dostane po gębie lub zostanę nagrodzony za swoją odwagę. Nie mam nic do stracenia.
Niczego się nie boją i nic nie może mnie zaskoczyć więc pewnym ruchem niczym jebany Marlon Brando łapię ją za rękę, małą i delikatną. Uspokaja mnie jeszcze bardziej tą delikatnością i dodaje pewności siebie. Nie protestuje więc idę za ciosem i całuję ją w szyje. Pachnie mydłem i owocami, a smakuje zapomnieniem. Trochę zaskoczona spogląda na mnie a ja wykorzystuję to i całuje ją w usta. Po chwili wahania wkłada mi język w usta aż nazbyt entuzjastycznie, powodując tym samym potężny wzwód w moich spodniach oraz wybuch hormonów, których nazw nie znam. One z kolei powodują spustoszenie w mojej głowie.
Nie zastanawiając się wiele sadzam ją sobie na kolanach twarzą do mnie, jedną ręką błądząc po cyckach a drugą rozpinając jej stanik pod bluzą. Nie deprymuje mnie nawet fakt, że przeceniłem swoje umiejętności i muszę sobie pomóc drugą. Misja skończyła powodzeniem. Szybko zrzucam jej bluzę i rozpięty stanik zaskoczony łatwością z jaką mi to wychodzi bez żadnych oznak oporu. Dziś jest mój dzień, delektuje się nim bo nie ma ich zbyt wiele i wycisnę z niego tyle ile się da mimo, że już dobiega końca.
Ciekawy jestem kiedy powie ‘stop’ i mnie powstrzyma zanim całkiem się rozkręcę i zostawię nie małą rysę w jej ładnej główce z którą będzie musiała żyć. Jestem jakby w transie więc nie zarejestrowałbym jej protestów nawet gdybym dostał kamieniem w łeb, a to i tak bym wziął za grę wstępną.
Zbieram się w sobie na jeszcze jeden akt odwagi i każę jej zejść ze mnie i uklęknąć przede mną. Prawdziwy pieprzony akt heroizmu z mojej strony. Wiem, że jej dzisiaj nie przelecę, jest zbyt młoda i niewinna, a resztki moralności i sumienia, które mi zostały a niedługo całkiem wymrą mi na to nie pozwalają. Muszę jednak choć w połowie zaspokoić moje zboczone drugie ja.
Nawet się nie zawahała i już jest na kolanach. Przez chwilę nawet mi się wydaję, że widzę cień uśmieszku na jej twarzy. Chyba jednak ją źle oceniłem. Wyciągam kutasa ze spodni patrząc jej w oczy i delektuję się tym widokiem. Uległa, bezbronna i pijana patrzy na mnie tym mętnym wzrokiem a ja się zastanawiam czy zapamięta cokolwiek z tego wieczoru. Szybkim ruchem wkładam jej go do ust, bez pardonu bo jesteśmy tak podnieceni, że grzechem byłoby to zrobić powoli i delikatnie. Łapię jej głowę dwiema rękami i wchodzę głęboko w gardło. Ona się dławi, ale nie pozwalam jej go wyjąć trzymając mocno bo to jest moja chwila, a ona jeszcze nie wie, że to jej się tak w głębi serca podoba i zapoczątkuje fetysz towarzyszący jej przez lata. Ślina obficie spływa jej po brodzie na piersi. Przyspieszam bo skoro sprawy zaszły już tak daleko to należy je skończyć.
Gdy dochodzę trzymam jej głowę tak mocno jakbym chciał ją zmiażdżyć i wchodzę tak głęboko, że jaja dotykają jej brody a oczy wychodzą jej z orbit. Zaczyna się wić i dławić kiedy sperma zalewa jej gardło i nie ma innego wyjścia jak ją połknąć. Makijaż cały rozmazany, załzawione oczy i kryjący się w nich wstyd pomieszany z poczuciem upokorzenia, podniecenia i czegoś jeszcze, czego nie potrafię rozpoznać. Piersi błyszczą od śliny która wciąż spływa po brodzie długimi, gęstymi kroplami. Całokształt wygląda dość przerażająco i podniecająco. Artyści doznają weny na taki widok, a w mojej głowie zostanie już na zawsze i nadam mu znaczenie większe od świąt Bożego Narodzenia i lądowania na księżycu.