Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Kategoria

Seks


Smród wsi
12 maja 2020, 22:28

   Po przygodzie z Agnieszką sytuacja zrobiła się dość napięta co nie umknęło uwadze mojej mamy, ale prawdę mówiąc nawet półgłówek z jednocyfrowym iq zarejestrowałby zażenowanie i rumieńce na naszych twarzach za każdym razem gdy na siebie wpadaliśmy. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było ją ciąć nożem do ziemniaków, w związku z czym moja przezorna rodzicielka uznała, że jedynym sposobem aby nie dopuścić do osiedlowego skandalu będzie wysłanie mnie na jakiś czas do rodziny na wieś. Jeździliśmy tam raz do roku odwiedzić ciotkę i pomóc jej przy gospodarstwie, a że był okres wakacyjny to pomysł wydawał się trafiony. Wszystko się uspokoi a moja mama odpocznie ode mnie psychicznie, bo co tu dużo mówić, do grzecznych chłopców nie należałem.

   Owa wieś była największym zadupiem jakie w życiu widziałem. Kilka domów po obu stronach jedynej drogi, a każdy z nich brzydki i nijaki, z kawałkiem pola i równie nijakimi ludźmi, którzy nie zapełniliby średniej wielkości kościoła gdyby zebrać ich wszystkich razem. Jedyne plusy tego miejsca to ładne jezioro zaledwie kilkadziesiąt metrów od domu w którym przyszło mi mieszkać oraz garstka nieokrzesanych dziewczyn zaciekawionych przyjezdnym chłopakiem z miasta.

   Nad moją ciotką i jej mężem nie będę się rozwodził bo nie są istotnymi postaciami tej historii. Zwykli ludzie ze zwykłymi nudnymi marzeniami i ambicjami, próbujący wyżyć ze swojego śmierdzącego gospodarstwa. Mieli kury, kaczki, gęsi, krowy, świnie, parę kotów, psa i pewnie jeszcze kilka okazów o których zdążyłem zapomnieć. Czego nigdy nie zdołam zapomnieć to smród i gówna, które piętrzyły się na każdym metrze kwadratowym jak pryszcze na dupie przyprawiając mnie o mdłości i przypominając o smrodzie gnijącej we mnie samoświadomości utrzymującej mnie jeszcze nad wodą. Kiedy już jej nie będzie i moje życie obierze kierunek przeciwny do tego który wyobrażała sobie moja kochana mama, ja będę wolny, jednak za cenę jej złamanego serca.

   Na koniec żeby nie było nudno należy wspomnieć o dzieciach jakie wyrosły i wychowały się na tej ziemi, czyli dwóch córkach ciotki- Marcie i Marii, które ku mojej uciesze były w wieku zbliżonym do mojego. Starsza Marysia miała 20 lat i była diabłem wcielonym oraz gwiazdą wsi w jednej osobie. Jej energią seksualną można by obdzielić 5 kobiet i jeszcze sporo by zostało. Nie zrozumcie mnie źle, nie była puszczalska tylko posiadała ten rodzaj energii przy której facetom odbijało, a kobiety były zazdrosne. Płeć męska kochała, żeńska nienawidziła. Czarne włosy do ramion, kobieca figura, duże piersi i tyłek, pieprzyk nad ustami, który dodawał jej uroku oraz zabawny sposób chodzenia, który jej go odbierał.

   Jednym z jej ulubionych wakacyjnych zajęć było chodzenie po domu leniwym krokiem w samej bieliźnie doprowadzając tym swoich rodziców do furii, a mnie do stanu wrzenia. Dogadywaliśmy się raczej dobrze, ale do niczego między nami nie doszło bo ona miała chłopaka, który przyjeżdżał do niej z pobliskiego miasta i najwyraźniej ją w pełni zaspokajał, a ja się bardziej skupiałem na jej młodszej siostrze.

   Miała 17 lat i bardzo się różniła od Marysi. Śliczne małe dziewczę z długimi czarnymi włosami, szczupłym ciałem, małymi piersiami i potencjałem o którym jeszcze nie miała pojęcia. Byłem przekonany, że za parę lat będzie łamała serca i niszczyła związki dla zabawy lub nieświadomie, a jakiś szalony artysta obetnie sobie dla niej ucho lub kutasa z miłości. Puki co jeszcze nieświadoma możliwości jakie dawał jej wygląd, zamykała się w swoim świecie i była trochę nieśmiała.

   Bez narzekania wykonywała liczne domowe obowiązki, a wieczorami zamykała się w pokoju i czytała książki. Jeszcze niewinna, ale jej oczy i usta obiecywały niezapomniane przygody i założę się, że nie jeden wiejski idiota pieprzył swoją biedną żonę myśląc o niej. Właściwie to trudno ich winić.

   Dni mijały jednak rozczarowująco spokojnie. Marta wyglądała na niezainteresowaną jakimikolwiek zabawami, a praca w gospodarstwie i oglądanie cycków starszej siostry miotających się w staniku zaczynały mnie nudzić.

   Nie, nie napiszę, że przeleciałem je obie, potem ich matkę i pół wsi bo wiem, że o tym myślicie zboczeńcy. Tak się nie stało, a ja staram się nie koloryzować zbyt wiele. Może troszeczkę.

   Ostatni dzień moich wakacji na wsi przypadał na sobotę i mieliśmy wolny wieczór żeby się pożegnać jak należy bo następna taka wizyta zapowiadała się dopiero za rok, a jak się później okazało nigdy tam nie wróciłem. Ja, Marta, Marysia i jej chłopak Marek wybraliśmy się nad jezioro. Było tak jak być powinno- ciepły letni wieczór, fajne dziewczyny i komary dziobające nas po tyłkach. Znaleźliśmy ustronne miejsce odgrodzone od świata z jednej strony wodą, a z drugiej wysoką trawą i krzakami. Ja z Markiem rozpalaliśmy ognisko, a dziewczyny szeptały coś do siebie rumieniąc się przy tym i chichrając, rzucając na nas ciekawe spojrzenia. Robi się ciekawie i będzie jeszcze lepiej bo Marek, zaprawiony w bojach chłopak nie omieszkał zabrać wódki i soku pomarańczowego. Najwyraźniej miał podobne plany do moich.

   Pijemy po równo i nikt nie wylewa za kołnierz. Nawet Marta co jest zaskoczeniem dla wszystkich, chyba nawet dla niej samej. Może próbuje dodać sobie odwagi alkoholem lub nie chce wyjść na sztywną w towarzystwie, w każdym razie jest taka słodka, lekko podpita z tym błyszczącym wzrokiem i rumieńcami na twarzy, jeszcze niewinna.

   Marek z Marysią uznają, że potrzebują trochę prywatności i muszą się przejść. Już wiem jaki to będzie spacer, kiedy oddalają się, on z dłonią na jej tyłku a ona ze spojrzeniem utkwionym w jego twarzy. Marta wpatrzona w swoje buty. Ja w czarną wodę.

   Jestem trzeźwy, mam mocną głowę co daje mi przewagę, ale nie chcę tak o tym myśleć. Jak o jakieś walce. Chcę się tylko dobrze bawić i nie robić nic na siłę

   Nachodzi mnie dziwny spokój, jakby melancholia i zaczynam mieć wszystko gdzieś. Nie wiem czy to alkohol, hipnotyzujące fale jeziora czy coś innego tak na mnie wpływają, ale już mnie to nie obchodzi. Mogę tu siedzieć sam do rana albo mogę zrobić coś szalonego za co dostane po gębie lub zostanę nagrodzony za swoją odwagę. Nie mam nic do stracenia.

   Niczego się nie boją i nic nie może mnie zaskoczyć więc pewnym ruchem niczym jebany Marlon Brando łapię ją za rękę, małą i delikatną. Uspokaja mnie jeszcze bardziej tą delikatnością i dodaje pewności siebie. Nie protestuje więc idę za ciosem i całuję ją w szyje. Pachnie mydłem i owocami, a smakuje zapomnieniem. Trochę zaskoczona spogląda na mnie a ja wykorzystuję to i całuje ją w usta. Po chwili wahania wkłada mi język w usta aż nazbyt entuzjastycznie, powodując tym samym potężny wzwód w moich spodniach oraz wybuch hormonów, których nazw nie znam. One z kolei powodują spustoszenie w mojej głowie.

   Nie zastanawiając się wiele sadzam ją sobie na kolanach twarzą do mnie, jedną ręką błądząc po cyckach a drugą rozpinając jej stanik pod bluzą. Nie deprymuje mnie nawet fakt, że przeceniłem swoje umiejętności i muszę sobie pomóc drugą. Misja skończyła powodzeniem. Szybko zrzucam jej bluzę i rozpięty stanik zaskoczony łatwością z jaką mi to wychodzi bez żadnych oznak oporu. Dziś jest mój dzień, delektuje się nim bo nie ma ich zbyt wiele i wycisnę z niego tyle ile się da mimo, że już dobiega końca.

   Ciekawy jestem kiedy powie ‘stop’ i mnie powstrzyma zanim całkiem się rozkręcę i zostawię nie małą rysę w jej ładnej główce z którą będzie musiała żyć. Jestem jakby w transie więc nie zarejestrowałbym jej protestów nawet gdybym dostał kamieniem w łeb, a to i tak bym wziął za grę wstępną.

   Zbieram się w sobie na jeszcze jeden akt odwagi i każę jej zejść ze mnie i uklęknąć przede mną. Prawdziwy pieprzony akt heroizmu z mojej strony. Wiem, że jej dzisiaj nie przelecę, jest zbyt młoda i niewinna, a resztki moralności i sumienia, które mi zostały a niedługo całkiem wymrą mi na to nie pozwalają. Muszę jednak choć w połowie zaspokoić moje zboczone drugie ja.

   Nawet się nie zawahała i już jest na kolanach. Przez chwilę nawet mi się wydaję, że widzę cień uśmieszku na jej twarzy. Chyba jednak ją źle oceniłem. Wyciągam kutasa ze spodni patrząc jej w oczy i delektuję się tym widokiem. Uległa, bezbronna i pijana patrzy na mnie tym mętnym wzrokiem a ja się zastanawiam czy zapamięta cokolwiek z tego wieczoru. Szybkim ruchem wkładam jej go do ust, bez pardonu bo jesteśmy tak podnieceni, że grzechem byłoby to zrobić powoli i delikatnie. Łapię jej głowę dwiema rękami i wchodzę głęboko w gardło. Ona się dławi, ale nie pozwalam jej go wyjąć trzymając mocno bo to jest moja chwila, a ona jeszcze nie wie, że to jej się tak w głębi serca podoba i zapoczątkuje fetysz towarzyszący jej przez lata. Ślina obficie spływa jej po brodzie na piersi. Przyspieszam bo skoro sprawy zaszły już tak daleko to należy je skończyć.

   Gdy dochodzę trzymam jej głowę tak mocno jakbym chciał ją zmiażdżyć i wchodzę tak głęboko, że jaja dotykają jej brody a oczy wychodzą jej z orbit. Zaczyna się wić i dławić kiedy sperma zalewa jej gardło i nie ma innego wyjścia jak ją połknąć. Makijaż cały rozmazany, załzawione oczy i kryjący się w nich wstyd pomieszany z poczuciem upokorzenia, podniecenia i czegoś jeszcze, czego nie potrafię rozpoznać. Piersi błyszczą od śliny która wciąż spływa po brodzie długimi, gęstymi kroplami. Całokształt wygląda dość przerażająco i podniecająco. Artyści doznają weny na taki widok, a w mojej głowie zostanie już na zawsze i nadam mu znaczenie większe od świąt Bożego Narodzenia i lądowania na księżycu.

Narodziny
04 maja 2020, 18:23

Za moje prawdziwe narodziny uważam wydarzenie, które miało miejsce 15 lat po tym jak pojawiłem się na tym wyjątkowym skrawku ziemi zwanym Polską, jako kupka ciepłego tłuszczyku przyklejonego do cycka mamy. Moje rzeczywiste ja , alter ego czy ciemna strona mojego kolorowego jestestwa, przebiła skorupę chłopca wychowanego na staromodnych, konserwatywnych wartościach chrześcijańskich i postanowiła zadomowić się na dobre niszcząc wszystko i wszystkich napotkanych na drodze. Coś jak Tyler Durden z Fight Clubu czy Dorian Grey po zawarciu paktu z diabłem. Zniszczyła również mnie jako efekt uboczny.

Wydarzenie owo zapoczątkowało niezdrową obsesje kobietami. Z czasem tez pieniędzmi, władzą i buntem przeciw wszystkiemu co zostało narzucone i uznane za „normalność”. Pieprzyc normalność! Nigdy nie chciałem być taki jak inni. Nudny, ograniczony. Wiezień swoich prymitywnych uczuć i pragnień. U źródła tej przemiany stały kobiety. Grube, chude, te ładne i te mniej. Mądrę i głupie. Wszystkie, które miały w sobie choć odrobinę uroku nawet tego głęboko ukrytego. Ktoś możne powiedzieć „jesteś głupcem skoro przypisujesz im taka wartość”. Może i tak, ale patrząc na to z drugiej strony to z ich powodu wybuchały wojny, okrutne morderstwa kończyły żywota milionów ludzi, niektórzy się zabijali odrzuceni, a inni wznosili się ponad przeciętność osiągając niepojęte rzeczy z tego samego powodu. Pomyśl o tym patrząc na każdą mijaną kobietę. Jaki ładunek emocjonalny może nieść ze sobą. Niezwykła moc niszczenia lub kreacji poprzez oddziaływanie na psychikę mężczyzn i ich najczęściej rozrośnięte ego. Mogą podnosić na duchu lub miażdżyć pewność siebie. Nie wiem czy wychwalać je za to czy nienawidzić. Zapewne jedno i drugie w moim przypadku. Zapewne troszkę bardziej nienawidzę.

Wracając do wydarzenia od którego zacząłem ten smieszny wywód; Głównymi jego bohaterami jestem ja i koleżanka mojej mamy Agnieszka. Tak to dokładnie to co myślicie, ale spokojnie to dopiero początek. Potem będzie tylko gorzej. Były nierozłączne i siedziały razem plotkując, kiedy tylko miały czas. Agnieszka nie pracowała, rano wyprawiała dzieci do przedszkola, a później zajmowała się domem pod nieobecność męża, który praktycznie mieszkał w swojej pracy i rzadko go widywałem. Lubiłem do niej chodzić. Była przed czterdziestką i mimo dwójki dzieci dobrze się trzymała. Niska, już nie szczupła, ale nie otyła. Taka w sam raz. Blond włosy spinała z tylu przez co jej czoło wydawało się duże, ale było to tylko wrażenie. Male wąskie usta i nos sprawiały, że wyglądała młodo i niewinnie, ale po kącikach oczu było widać, ze nie ma już 20 lat. Skóra w tych miejscach wyglądała jak zmięty i na nowo wygładzony papier co również dodawało jej uroku. Jednak tym co dopełniało jej kobiecości i sprawiało że wszyscy mężczyźni i chłopcy, każdy jeden bez względu na wiek czy stan cywilny nie mogli oderwać od niej lubieżnego wzroku były jej piersi. Nie trzeba było mieć wyobraźni Oskara Wilde’a żeby zauważyć jakie skarby i obietnice jakich przyjemności kryje jej garderoba. Starałem się na nie nie patrzeć, żeby nie wyjść na niekulturalnego prostaka, którym byłem, ale co w takich chwilach może zrobic biedny chłopak w trakcie rozkwitania z testosteronem wylewającym się uszami. Wydawało się, że Agnieszce to nie przeszkadza. Widocznie spotykała się z takimi reakcjami od lat i wyglądała jakby to wręcz lubiła. Miała taki błysk w oku, który mówił „wiem co wam chodzi po głowie, ale to i tak nic w porównaniu z tym co przeżyłam”. Tak, założę się, że nieźle się wyszalała zanim została wzorowa zona i matka a przynajmniej tak mi mówił mój instynkt, który był jedyna rzeczą w tamtych latach, której ufałem i rzadko mnie zawodził.

Chyba mnie lubiła. Czasami mi mówiła rzeczy typu „podoba mi się sposób w jaki chodzisz,taki wyprostowany, inaczej niż twoi koledzy” Miałem to szczęście, że odziedziczyłem po rodzicach to co najlepsze: po ojcu szczękę i szerokie plecy i ramiona, po mamie oczy, kości policzkowe i wąska talie. Po dziadku zaś zadziorność, często prostacki język i zamiłowanie do sztuki. W tamtym latach jeszcze nie do końca zdawałem sobie sprawę ile miałem szczęścia i jak bardzo ułatwia życie „znośny” wygląd i aparycja. Wśród chłopców przysparzało mi to często wrogów, a dziewczynom zdawało się to nie przeszkadzać na tyle ,że ich dwuznaczne spojrzenia z czasem zaczęły mnie irytować.

Jako 15 latek i jedynak czułem odpowiedzialność za moją samotną mamę i często jej pomagałem jak mogłem. Tego dnia obiecałem jej zanieść do Agnieszki górę starych rzeczy ze strychu z których dawno wyrosłem, głównie zabawek, ubrań i podobnych temu reliktów lat, które już miały nigdy nie powrócić. Jej dzieciaki będą wniebowzięte. Mama miała dołączyć później, kiedy skończy przygotowywać obiad. Pobiegłem na drugie piętro bloku z wielkimi torbami jakby były z waty. Wskoczyłem do mieszkania Agnieszki jak zawsze to robiłem bez pukania i rzuciłem torby na podłogę. W przedpokoju i kuchni jej nie było. Często robiłem wszystko szybko i w pośpiechu jakbym był gdzieś spóźniony, biegłem lub szedłem szybkim krokiem przed siebie i tym razem nie było inaczej. Popychany tylko sobie znana energia ruszyłem w kierunku pierwszego pokoju po prawej jednocześnie krzycząc „cześć to ja”, trochę za późno jak się okazało. W tym momencie ją zauważyłem. Stała przy łóżku. Na nim kilka bluzek, stanik i jakieś szmaty, nie wiem. Nie zarejestrowałem tego dokładnie, bo oto ona stoi półtora metra przede mną i kończy wkładać jeansy. Widzę górna cześć jej czarnych koronkowych majtek przez niezapięty rozporek. Wyżej nie ma na sobie zupełnie nic. Jej piersi wiszą wysoko unosząc raz w górę, raz w dół w takt oddechu, piękniejsze niż wszystko co, każdy biedny prostak z okolicy próbował sobie wyobrazić patrząc na nią. Duże, jasne brodawki patrzą na mnie z wyrzutem, hipnotyzują, całkowicie zmieniając moje wyobrażenie na temat piękna. Nigdy wcześniej nie widziałem na żywo nagiej kobiety i to co ten widok ze mną zrobił jest nie do opisania. Wszystkie hormony odpowiedzialne za podniecenie, strach i przyjemność osiągnęły w tym momencie maksimum robiąc mi z mózgu wafle ryżowe. Agnieszka szybkim ruchem zasłoniła piersi, ale jej szczupłe ramiona niezbyt dobrze wywiązują się z tego zadania. Patrzy na mnie zdziwiona, lekko wystraszona moim wtargnięciem. Kiedy rozpoznaje moja twarz jej strach jakby gdzieś lekko zanikał, a jego miejsce zajmował wstyd. A możne tylko tak mi się wydaje. Czekam na potok obelg, krzyków i fajerwerków, które zmiotą mnie z powierzchni ziemi i zakończa moje wizyty w tym miejscu raz na zawsze. One jednak nie nadchodzą, stoi tylko i patrzy na mnie, a ja nie potrafię rozpoznać co ten wzrok oznacza. Nie potrafiłbym nawet gdybym chciał, bo wciąż patrze na jej ciało i piersi ukazujące się spomiędzy jej ramion jakby protestowały i chciały cieszyć się wolnością jeszcze chwile. Nie wiem jak wyglądała wtedy moja twarz i co mówiła Agnieszce, ale założę się, że wyglądałem jak idiota, któremu jakaś ciężka afrykańska choroba wyżarła umysł.

I nagle nachodzi mnie dziwny spokój, rozchodzi się po całym moim ciele i mówi mi, że nie ma sie czego bać. Nie uciekam. Delektuje się tym widokiem, który z jakiegoś powodu dane mi było zobaczyć i czuje tylko wdzięczność. Wdzięczność i pożądanie. Nie wiem czy ona to widzi, ani co czuje, ale wciąż tak stoi. Miedzy nami wszystko się zatrzymało łącznie z czasem, tylko czuć napięcie jakby zaraz miała zacząć się wielka burza która zniszczy całe miasto. Jej lewa ręka powoli się porusza i opada w dół, a po niej prawa. Zwisają teraz obie bezwładnie wzdłuż jej ciała i wydaje się to teraz naturalną koleją rzeczy. Głowa nie myśli i jestem wręcz zaskoczony, kiedy moja noga robi krok w jej kierunku, a za nią druga. Działam instynktownie bo nie mam pojęcia co się robi w takich sytuacjach. Nie ucieka. Staje przed nią wyższy o głowę. Teraz czuję się pewny siebie jakby ta różnica wzrostu dawała mi sile i odwagę. Jestem tak blisko, że mój napierający na spodnie penis kuje ją w podbrzusze, zaskakując chyba bo zerka w dol, a ja wykorzystując jej nieuwagę chwytam jej piersi. Schylam się i biorę w usta nabrzmiałe sutki. Nie wiem komu sprawia to większa przyjemność, ale ja jestem w niebie, a na jej ustach pojawia się leciutki jakby lubieżny uśmiech. A może głowa mnie oszukuje i nie odróżnia rzeczywistości od snu. Oddycha coraz głębiej i pyta mnie czy zrobię coś dla niej. Kiwam głowa nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Prosi żebym uklęknął. Robię to i przed oczami mam czarne fale koronki wylewające się z rozpiętych spodni jakby chciały zobaczyć co się dzieje. Nie czekam na nią i zdecydowanym ruchem zsuwam jej spodnie. Potem majtki i patrze jak debil w ten magiczny trójkąt bermudzki, który wciąga i pochlania tak samo jak ten na Atlantyku. Czuję jej zapach, nie potrafię go określić, ale jest zapach którego nigdy dotąd nie czułem i wciąż go pamiętam jakby i teraz się unosił w powietrzu. Jedna ręka dotyka mojej głowy i powili pcha ją miedzy swoje nogi. Nie protestuje, daje się ponieść, zamykam oczy, smakuje, delektuje się i jest pięknie. Chcę utonąć w trójkącie bermudzkim i nie zostać znalezionym bo odkryłem coś wyjątkowego i już niczego więcej nie potrzebuje.

W tym momencie słychać pukanie do drzwi. Moja mama ma więcej kultury i cierpliwości niż ja i puka zawsze przed wejściem, za co jestem teraz wdzięczny. Ja skacze na równe nogi, Agnieszka w panice rzuca się na ubrania. Uciekam z mieszkania po drodze mówiąc mamie cześć i już mnie nie ma. Zawsze się tak zachowuje wiec jej to nawet nie dziwi. Niby nic, a zmieniło mnie na zawsze i nadało pewny kierunek mojemu życiu. Obsesja, misja, odkrywania umysłów i ciał, a może zwykle obleśne zboczenie. Dla mnie to nie istotne. Chwila uniesienia zniszczona pukaniem zanim właściwie się zaczęła na dobre zostaje w mojej pamięci jak jakieś doniosłe wydarzenie historycznie. Jakby wybrano nowego papieża. Nie, coś ważniejszego. Ten moment, dzieciństwo, ucieczka mojego ojca i przywiązanie do mojej matki wynikające z niej ukształtowało mnie na zawsze.